Otóż w dniu dzisiejszym postanowiłam założyć kolejnego bloga. Nie ma on nic wspólnego z tym. Mam nadzieję, że zechcecie go chociaż obejrzeć. Ale ostrzegam jeśli nie czytacie na bieżąco mangi to sobie nie spojlerujcie, ponieważ będzie to krzyżówka moich pomysłów z pomysłami Hiro Mashimy. Oczywiście, ten bloog dalej jest aktualny i jego historia dalej będzie dodawana, chociaż może trochę rzadziej z powodu ogromu nauki w 3 gimnazjum.
ZAPRASZAM!!
niedziela, 7 października 2012
Rozdział 19 - " Prośba "
... a dzieckiem exszefa Yakuzy... jesteś ty, Lucy...
Blondynka patrzyła na różowowłosą ogromnymi oczyma. Jej matka?? Bossem mafii?? i to Yakuzy??
- Niemożliwe... - z ust pacjentki wydobyły się te słowa drażniące uszy mocną chrypą.
Pielęgniarka spojrzała na nią smutnym wzrokiem. Domyślała się, co dzieje się w głowie zszokowanej dziewczyny. W końcu, kto by nie miał mętliku w głowie po usłyszeniu takich wieści. Różnooka chwyciła dłonie dalej zszokowanej brązowookiej.
- Rozumiem, co czujesz - powiedziała z determinacją w głosie różowowłosa. - Wiem, że w twojej głowie wizerunek twojej matki się zmienił, ale ona przez całe życie była dobrą kobietą. Nawet jako członek mafii nigdy nie skrzywdziła niewinnych ludzi. Serce Layli było czyste, tak samo jak twoje.
- A więc dlaczego?? - spytała zachrypniętym głosem Lucy.
- Ponieważ nie żyła w miłych czasach. Chcąc chronić siebie i rodzinę musiała stać się mafiozem, a po śmierci bliskich nie miała już szansy wrócić do normalnego życia. Mimo to dalej chciała chronić... chronić niewinnych i bezbronnych, którzy muszą cierpieć z powodu różnorakich gangów. Prawie całe swoje życie poświęciła ochronie swojego ukochanego miasta. Potem jej kolejnym celem stała się ochrona rodziny, ale tym razem mafia była dla niej przeszkodą. Porzuciła tytuł bossa i stała się zwykłym szarym człowiekiem. Po to, abyś chociaż ty mogła wieść szczęśliwe i niezmącone troskami wojny życie.
- Mamo... - wyszeptała Lucy, a z jej prawego oka popłynęła pojedyncza łza.
- Gdy Layla osunęła się w cień jej miejsce ojca mafii zajęła Asara. - kontynuowała pielęgniarka - Ponieważ była jednym z najsilniejszych członków Yakuzy nikt nie protestował przeciwko nadaniu jej tytułu bossa. Pod jej kontrolą rodzina musiała toczyć niczym nieuzasadnione walki przeciwko innym gangom, powodując w mieście chaos jeszcze większy niż przed dołączeniem do Yakuzy twojej matki. Celem Asary było przejęcie władzy nad całym Tokio. Dlatego zaczęłam szukać Layli po całej Japonii. Chciałam by przywróciła porządek sprzed lat. Jednak, gdy udało mi się odnaleźć jej dom, okazało się, że nie żyje.
W tym momencie z różowego oka zaczęły ciurkiem spływać jej po policzku rzewne łzy. Drugie oko były przykryte różowymi falami loków, dlatego nie dało się stwierdzić, czy i stamtąd wypływa potok gorzkich łez.
Dziewczyna pociągnęła nosem, po czym szybciutko wstała z łóżka i podeszła krzesła, przy którym leżała torebka. Należała ona do pielęgniarki. Kobieta zaczęła grzebać w zawartości i w końcu znalazła to czego szukała. Razem ze znaleziskiem podeszła do Lucy i wyciągnęła e jej kierunku ręce, w których znajdował się owy przedmiot. Była to drewniana ramka upiększana złotymi wzorami. W ramce znajdowało się stare i podniszczone zdjęcie. Fotografia przedstawiała wysoką blondynkę z upiętym misternie kokiem uśmiechającą się zadziornie. Po jej lewej stał mężczyzna ubrany w brązowy garnitur. Postać delikatnie unosiła usta patrząc się na kobietę stojącą obok. między nimi stała malutka blondwłosa dziewczynka trzymająca za rękę dwójkę dorosłych. Wyszczerzała w stronę aparatu dwa rzędy bieluśkich jak śnieg ząbków.
Z oczu Lucy znów popłynęły łzy
- Wybacz, nie udało mi się ocalić nic więcej...
- Nie szkodzi - próbowała się uśmiechnąć pacjentka. - To aż nadto. Dziękuję...
- Nie ma za co. - odpowiedziała różowowłosa patrząc na podłogę.
Miała wyrzuty sumienia po tym wszystkim co się stało. W końcu to po części jej wina, że do tego doszło. Gdyby była bardziej dyskretna dom Lucy nie stanąłby w płomieniach, a dziewczyna nie leżałaby tu przez tydzień walcząc o życie po zbyt dużej utracie krwi.
- Wybacz, że Cię tak męczę, ale jest jeszcze coś... Coś o co chciałabym Cię prosić...
Blondynka patrzyła na różowowłosą ogromnymi oczyma. Jej matka?? Bossem mafii?? i to Yakuzy??
- Niemożliwe... - z ust pacjentki wydobyły się te słowa drażniące uszy mocną chrypą.
Pielęgniarka spojrzała na nią smutnym wzrokiem. Domyślała się, co dzieje się w głowie zszokowanej dziewczyny. W końcu, kto by nie miał mętliku w głowie po usłyszeniu takich wieści. Różnooka chwyciła dłonie dalej zszokowanej brązowookiej.
- Rozumiem, co czujesz - powiedziała z determinacją w głosie różowowłosa. - Wiem, że w twojej głowie wizerunek twojej matki się zmienił, ale ona przez całe życie była dobrą kobietą. Nawet jako członek mafii nigdy nie skrzywdziła niewinnych ludzi. Serce Layli było czyste, tak samo jak twoje.
- A więc dlaczego?? - spytała zachrypniętym głosem Lucy.
- Ponieważ nie żyła w miłych czasach. Chcąc chronić siebie i rodzinę musiała stać się mafiozem, a po śmierci bliskich nie miała już szansy wrócić do normalnego życia. Mimo to dalej chciała chronić... chronić niewinnych i bezbronnych, którzy muszą cierpieć z powodu różnorakich gangów. Prawie całe swoje życie poświęciła ochronie swojego ukochanego miasta. Potem jej kolejnym celem stała się ochrona rodziny, ale tym razem mafia była dla niej przeszkodą. Porzuciła tytuł bossa i stała się zwykłym szarym człowiekiem. Po to, abyś chociaż ty mogła wieść szczęśliwe i niezmącone troskami wojny życie.
- Mamo... - wyszeptała Lucy, a z jej prawego oka popłynęła pojedyncza łza.
- Gdy Layla osunęła się w cień jej miejsce ojca mafii zajęła Asara. - kontynuowała pielęgniarka - Ponieważ była jednym z najsilniejszych członków Yakuzy nikt nie protestował przeciwko nadaniu jej tytułu bossa. Pod jej kontrolą rodzina musiała toczyć niczym nieuzasadnione walki przeciwko innym gangom, powodując w mieście chaos jeszcze większy niż przed dołączeniem do Yakuzy twojej matki. Celem Asary było przejęcie władzy nad całym Tokio. Dlatego zaczęłam szukać Layli po całej Japonii. Chciałam by przywróciła porządek sprzed lat. Jednak, gdy udało mi się odnaleźć jej dom, okazało się, że nie żyje.
W tym momencie z różowego oka zaczęły ciurkiem spływać jej po policzku rzewne łzy. Drugie oko były przykryte różowymi falami loków, dlatego nie dało się stwierdzić, czy i stamtąd wypływa potok gorzkich łez.
Dziewczyna pociągnęła nosem, po czym szybciutko wstała z łóżka i podeszła krzesła, przy którym leżała torebka. Należała ona do pielęgniarki. Kobieta zaczęła grzebać w zawartości i w końcu znalazła to czego szukała. Razem ze znaleziskiem podeszła do Lucy i wyciągnęła e jej kierunku ręce, w których znajdował się owy przedmiot. Była to drewniana ramka upiększana złotymi wzorami. W ramce znajdowało się stare i podniszczone zdjęcie. Fotografia przedstawiała wysoką blondynkę z upiętym misternie kokiem uśmiechającą się zadziornie. Po jej lewej stał mężczyzna ubrany w brązowy garnitur. Postać delikatnie unosiła usta patrząc się na kobietę stojącą obok. między nimi stała malutka blondwłosa dziewczynka trzymająca za rękę dwójkę dorosłych. Wyszczerzała w stronę aparatu dwa rzędy bieluśkich jak śnieg ząbków.
Z oczu Lucy znów popłynęły łzy
- Wybacz, nie udało mi się ocalić nic więcej...
- Nie szkodzi - próbowała się uśmiechnąć pacjentka. - To aż nadto. Dziękuję...
- Nie ma za co. - odpowiedziała różowowłosa patrząc na podłogę.
Miała wyrzuty sumienia po tym wszystkim co się stało. W końcu to po części jej wina, że do tego doszło. Gdyby była bardziej dyskretna dom Lucy nie stanąłby w płomieniach, a dziewczyna nie leżałaby tu przez tydzień walcząc o życie po zbyt dużej utracie krwi.
- Wybacz, że Cię tak męczę, ale jest jeszcze coś... Coś o co chciałabym Cię prosić...
CDN.
Cóż, przepraszam, że rozdział nie jest dłuższy i
że niewiele się w nim dzieje.
Mimo to mam nadzieję, że się wam spodobał.
Miałam w planach napisać dłuższy, ale wzywa mnie niemiecki,
więc muszę sobie odpuścić.
Rozdział dedykuję Yashy, która się przeze mnie ostatnio popłakała ^^
sobota, 6 października 2012
Rozdział 18 - " Siostrzyczka "
- Hej, uważaj!!
Trzyletnia, blondwłosa dziewczynka odwróciła się w stronę, z której dochodziło wołanie. Głos pochodził z ust wysokiej blondynki, o włosach spiętych w misternego koka. Wyglądała jak dorosła wersja żywej dziewczynki, która biegała po trawniku krzycząc na wijącą się dżdżownice.
- Daj jej już spokój, Lucy. - kobieta upomniała dziecko.
- Ale, mamo... - trzylatka zalała się łzami i podbiegła do mamusi. - Dlaczego??
- Ponieważ pani dżdżownica bardzo się boi i chce wrócić do domku.
- Nie wiedziałam. - starało się tłumaczyć dziecko.
- Wiesz co powinnaś zrobić, prawda? - zapytała kobieta, przechylając na bok głowę i puszczając córce perskie oko.
Dziewczynka kiwnęła swoją malutką główką i wyszczerzyła w uśmiechu dwa szeregi bielutkich ząbków. Wróciła do miejsca, w którym bawiła się z biednym stworzonkiem, kucnęła i ze smutnym wzrokiem popatrzyła na zwierzątko.
- BARDZO PRZEPRASZAM. Nie chciałam wystraszyć ani przeszkadzać pani, pani dżdżownico. Obiecuję, że to się nie powtórzy.
Trzylatka wstała i odwróciła się w stronę ogrodowego stolika, przy którym jeszcze minutę temu siedziała jej matka. Jakie było jej zaskoczenie, gdy zobaczyła, że kobieta zamiast znajdować się na krześle, leży na trawniku głową zwróconą do ziemi.
- MAMO, MAMO!!! - wrzeszczała dziewczynka potrząsając blondynką.
Nie wiedząc co robić pobiegła do domu po tatę. Szybko jednak przypomniała sobie, że ojciec poszedł do pracy i wróci dopiero na kolacje. Pozostało jej jeszcze jedno wyjście. Wybiegła z mieszkania tylnym wyjściem i przeskoczyła przez płot sąsiadów. Bez pukania otworzyła drzwi i wbiegła do kuchni, gdzie właśnie siedzieli domownicy.
- POMÓŻCIE!! MAMA NIE CHCE WSTAĆ.
Wszyscy wybiegli z domu na teren posiadłości Heartofiliów. gdy zobaczyli nieprzytomną kobietę. Zaczęli udzielać jej pierwszej pomocy, a jeden z ratowników wyciągnął telefon i zadzwonił po pogotowie. Lucy mogła tylko patrzeć jak przyjaciele rodziny starają się pomóc jej matce. Po 2 minutach karetka była już na miejscu i zabrała nieprzytomną blondynkę do szpitala.
Trzyletnia, blondwłosa dziewczynka odwróciła się w stronę, z której dochodziło wołanie. Głos pochodził z ust wysokiej blondynki, o włosach spiętych w misternego koka. Wyglądała jak dorosła wersja żywej dziewczynki, która biegała po trawniku krzycząc na wijącą się dżdżownice.
- Daj jej już spokój, Lucy. - kobieta upomniała dziecko.
- Ale, mamo... - trzylatka zalała się łzami i podbiegła do mamusi. - Dlaczego??
- Ponieważ pani dżdżownica bardzo się boi i chce wrócić do domku.
- Nie wiedziałam. - starało się tłumaczyć dziecko.
- Wiesz co powinnaś zrobić, prawda? - zapytała kobieta, przechylając na bok głowę i puszczając córce perskie oko.
Dziewczynka kiwnęła swoją malutką główką i wyszczerzyła w uśmiechu dwa szeregi bielutkich ząbków. Wróciła do miejsca, w którym bawiła się z biednym stworzonkiem, kucnęła i ze smutnym wzrokiem popatrzyła na zwierzątko.
- BARDZO PRZEPRASZAM. Nie chciałam wystraszyć ani przeszkadzać pani, pani dżdżownico. Obiecuję, że to się nie powtórzy.
Trzylatka wstała i odwróciła się w stronę ogrodowego stolika, przy którym jeszcze minutę temu siedziała jej matka. Jakie było jej zaskoczenie, gdy zobaczyła, że kobieta zamiast znajdować się na krześle, leży na trawniku głową zwróconą do ziemi.
- MAMO, MAMO!!! - wrzeszczała dziewczynka potrząsając blondynką.
Nie wiedząc co robić pobiegła do domu po tatę. Szybko jednak przypomniała sobie, że ojciec poszedł do pracy i wróci dopiero na kolacje. Pozostało jej jeszcze jedno wyjście. Wybiegła z mieszkania tylnym wyjściem i przeskoczyła przez płot sąsiadów. Bez pukania otworzyła drzwi i wbiegła do kuchni, gdzie właśnie siedzieli domownicy.
- POMÓŻCIE!! MAMA NIE CHCE WSTAĆ.
Wszyscy wybiegli z domu na teren posiadłości Heartofiliów. gdy zobaczyli nieprzytomną kobietę. Zaczęli udzielać jej pierwszej pomocy, a jeden z ratowników wyciągnął telefon i zadzwonił po pogotowie. Lucy mogła tylko patrzeć jak przyjaciele rodziny starają się pomóc jej matce. Po 2 minutach karetka była już na miejscu i zabrała nieprzytomną blondynkę do szpitala.
---------------------------------
- Layla! - drzwi wejściowe szpitala z hukiem się otworzyły.
Stał w nich jasny szatyn ubrany w brązowy garnitur. Zaczął rozglądać się po całym budynku. W jego oczy rzuciła się siedząca w poczekalni trzyletnia, blond dziewczynka.
- Lucy... - podbiegł do dziecka. - Co z mamą??
Dziewczynka spojrzała na mężczyznę brązowymi, szklącymi się oczyma.
- Nie wiem, tato... - wydukała pociągając nosem.
Mężczyzna przytulił ją do siebie
- Wszystko będzie dobrze. - wyszeptał dziewczynce do uchu.
Drzwi sali operacyjnej otworzyły się. Ojciec i córka jednocześnie spojrzeli w stronę wychodzącego z pokoju lekarza. Mężczyzna w białym fartuchu podszedł do nich powłócząc nogami. Stanął na przeciwko tulącej się dwójki, która czekała. Czekała na wyrok.
- Niestety... - wypadło z ust doktora, a świat Lucy runął.
----------------------------
Czterolatka wybiegła z domu, gdy tylko słońca wyjrzało zza horyzontu. Jak co dzień jej pierwszym celem stała się pobliska łąka, przy której rosły dzikie kwiaty, Rutynowo zaczęła zbierać te najpiękniejsze, układając je w kolorowy bukiecik. Kiedy skończyła tworzenie swego dzieła ruszyła w przeciwnym kierunku, niż jej mieszkanie. Celem jej wędrówki był oddalony o jakieś pół kilometra miejski cmentarz, na który przychodziła co ranek składać uzbierane kwiaty. Znalazła grób, który szukała, po czym złożyła na nim bukiecik. Następnie usiadła w kucki i zaczęła płakać. Mimo, że minął już rok od jej śmierci, Lucy dalej nie mogła się z tym pogodzić. Jej życie obróciło się o 180 stopni. Mama, z którą bawiła się prawie każdego dnia na podwórku, zniknęła, a ojciec, który zawsze ciężko pracował,a by obie miały z czego żyć, zmienił się w pijaka. Dla niego również śmierć Layli była okropnym przeżyciem.
- Dziś minął rok, wiesz?? - powiedziała blondwłosa dziewczynka patrząc na zdjęcie nagrobne matki. - A ty dalej nie wracasz. Czy jeśli obiecam być grzeczną dziewczynką, wrócisz?? - wykrzyknęła z uniesieniem w głosie, ale zaraz się uspokoiła. - Nie. Ty nie wrócisz. Nigdy. Zostawiłaś nas. - i zalała się łzami. - A ja tak za tobą tęsknie !!!!
- Ja tak samo. - usłyszała za sobą głos.
Odwróciła się i zobaczyła stojącą za nią ośmiolatkę o różowych, przystrzyżonych na jeża włosach i śmiesznych oczach. Prawe miało ten sam kolor co włosy, a drogie mieniło się barwą słońca.
- Kim jesteś?? - spytała Lucy nieznajomą.
Różnooka przez dłuższą chwilę lustrowała dziewczynkę wzrokiem
- Rzeczywiście jesteś do niej podobna. - zgrabnie ominęła pytanie i usiadła w kucki koło czterolatki. - Mam na imię Aden.
Nie znam, przebiegło prze myśli dziewczynce.
- Nic dziwnego. Widzimy się po raz pierwszy. - odpowiedziała uśmiechając się różowowłosa.
Blondynka patrzyła na Aden z przerażeniem w oczach. Nastąpiła dłuższa chwila ciszy.
- Nie martw się. - odpowiedziała przerywając grobowy nastrój. - Wszystko się jakoś ułoży. Zawsze się układa. Tak mi zawsze mówiła Layla. Nie patrz na to co się stało, ale spójrz na to co się dopiero wydarzy. Jestem pewna, że twoja mama właśnie tego by sobie życzyła, więc już się tak nie dołuj okej.
Ośmiolatka wstała otrzepała się z pyłu i ruszyła wolnym krokiem w stronę wyjścia. Nie odwracając się w stronę Lucy krzyknęła jeszcze do niej.
- Pamiętaj, abyś zawsze cieszyła się z życia. Tak jak twoja mama.
- Czekaj !! - zawołała za tajemniczą dziewczyną czterolatka. - Skąd znasz moją mamę??
Różnooka zatrzymała się i odwróciła wzrok w stronę blondynki.
- Powiedzmy, że jestem jakby jej córeczką, siostrzyczko. - puściła do dziewczynki perskie oko i zniknęła za murami cmentarza.
Siostrzyczka...
CDN.
piątek, 5 października 2012
Rozdział 17 - " Smutna opowieść "
Dziewczyna mimowolnie otworzyła usta. Przed nią stała w pełnej okazałości sadystyczna różnooka. Lucy zawładnął strach. Co ona tu robi?
- Pracuję, a co nie mogę?? - padło z ust pielęgniarki.
W realu również potrafi czytać w myślach?, blondyna była nie na żarty przestraszona.
- Nie, nie potrafię. Mam po prostu dobrą intuicję. - odparła pracowniczka szpitala. - Masz te tabletki. Powinny złagodzić ból.
Podała Lucy tackę, którą wcześniej wniosła do pokoju. Blondynka zrzuciła tackę na podłogę. Tabletki rozsypały się po posadzce, a woda stworzyła na dywanie ogromną, mokrą plamę.
- MATKO! Same z tobą problemy. - zaczęła zbierać rozsypane pigułki i wrzucać je do plastikowego pojemniczka.
Tym razem nie bawiła się w czułości i siła wepchnęła kapsułki do gardła stawiającej opór pacjentki. Tym razem jednak pojedynek zakończył się zwycięsko dla posiadaczki kolorowych oczu. To koniec. Pewnie zaraz znowu odlecę, panikowała Lucy. Minęło parę minut, a ona wcale nie czuła się śpiąca. Właściwie stała się wręcz żywsza i mniej obolała po spożyciu tabletek. Czyli jednak nie był to żaden narkotyk.
- Dlaczego miałabym podawać ci jakieś prochy? I tak nie jesteś w stanie się bronić, czy nawet wezwać pomocy.
Co racja, to racja. Blondynka uświadomiła sobie, że różowowłosa ma słuszność, ale dlaczego w takim razie jej nie atakuje. Przecież jest całkowicie bezbronna. Może zależy jej na informacjach o członkach Fairy Tail. Nie jestem w stanie nawet słowa powiedzieć, więc nie ma ze mnie żadnego pożytku. W takiej opcji, czego ona chce, Lucy zadręczały te pytania.
- Chcę porozmawiać. - po raz kolejny różnooka odgadła jej myśli. - Posłuchasz mnie??
Blondynka nie rozumiała jaki cel ma mieć ta rozmowa, skoro ona nie jest w stanie nic powiedzieć. Mimo wszystko kiwnęła powoli głową zastanawiając się co ma do powiedzenia postać w białym kitlu.
- Mam na imię Aden. Jestem od ciebie starsza, więc i moja historia jest dłuższa. Urodziłam się w Osace. Mój ojciec był bossem jednej z miejskich mafii, a matka zwykłą, szarą myszką z prowincji, która przeprowadziła się do wielkiego miasta z nadzieją na lepsze życie. - te słowa wypowiedziała z pogardą, ale i nutką smutku w głosie. - Z jej marzeń jednak nic nie wyszło. Nie była w stanie znaleźć sobie jakiejkolwiek pracy, więc żebrała na mieście. Z każdego miejsca była przeganiana, aż w końcu koło niej przechodził ,,mój tatuś '' - ilość agresji w jej głosie była, wręcz nie do opisania. - Gdy zobaczył buźkę żebraczki kazał swoim ludziom zabrać ją do siedziby. Ponieważ był niewyżytym, starym dziadem zgwałcił kobietę ulicy. Po bardzo krótkim czasie okazało się, że dziewczyna jest w ciąży. Postanowiono, że jeśli urodzi się chłopak, zostanie on wychowany na prawdziwego mafiozę. Niestety, na świat nie przyszedł przyszły ojciec mafii, ale mała, zasmarkana gówniara, która tylko beczała. Wypieprzył córkę i jej matkę na zbity pysk. Kobieta nie była w stanie utrzymać dziecka nie mając pieniędzy nawet na własne potrzeby. Jej organizm tego nie wytrzymał. Padła koło śmietnika i nie dane było już jej wstać. A dziecko leżało na chodniku płacząc jeszcze głośniej niż zazwyczaj. To właśnie wtedy ulicą przechodziła pewna wysoka blondynka. Usłyszała płacz dziecka i zabrała je ze sobą. Do Tokio. Do jej miasta. Opiekowała się szkrabem przez 4 lata. W trakcie tych wszystkich lat, dziewczynka dowiedziała się, że jej opiekunka jest członkiem Yakuzy, a dokładniej ujmując jej bossem. Sześciolatka nie chciała uwierzyć, że znowu trafiła mafii, jednak tak długo jak rozkazy wydawała wysoka blondynka, dziecko mogło wieść, wręcz sielankowe życie. Jednak wszystko się musi kiedyś skończyć. Opiekunka tego zasmarkanego bachora rzuciła mafię, ponieważ chciała na nowo zacząć swoje życie u boku swojej miłości. Zostawiła sześciolatkę pod opieką jej byłych podwładnych i odeszła za swoim wybrankiem. Dziewczynka chciała sprowadzić ją z powrotem. Uczyła się walki oraz chcąc stać się mądrzejszą zaczęła edukację, a gdy w końcu udało się jej odnaleźć miejsce, w którym mieszkała, znów los spłatał jej figla. Kobieta umarła, ale zostawiła po sobie dziecko. Najwidoczniej od dawna zdawała sobie sprawę, że szybko umrze. Po za córeczką zostawiła po sobie list. List zaadresowany do tego szkraba, którym opiekowała się przez te długie cztery lata w mafii. W ostatnich słowach wspomniała jak jej przykro, po tym ją opuściła. Miała też jedną prośbę. By kiedyś w przyszłości ta wychowana przez mafię dziewczyna stała się dla córki byłego bossa kochającą, starszą siostrzyczką. - w tym momencie różowowłosa spojrzała ze smutkiem na Lucy. - dziewczynką, o której opowiadałam byłam ja, a dzieckiem exszefa Yakuzy .... jesteś ty, Lucy....
- Pracuję, a co nie mogę?? - padło z ust pielęgniarki.
W realu również potrafi czytać w myślach?, blondyna była nie na żarty przestraszona.
- Nie, nie potrafię. Mam po prostu dobrą intuicję. - odparła pracowniczka szpitala. - Masz te tabletki. Powinny złagodzić ból.
Podała Lucy tackę, którą wcześniej wniosła do pokoju. Blondynka zrzuciła tackę na podłogę. Tabletki rozsypały się po posadzce, a woda stworzyła na dywanie ogromną, mokrą plamę.
- MATKO! Same z tobą problemy. - zaczęła zbierać rozsypane pigułki i wrzucać je do plastikowego pojemniczka.
Tym razem nie bawiła się w czułości i siła wepchnęła kapsułki do gardła stawiającej opór pacjentki. Tym razem jednak pojedynek zakończył się zwycięsko dla posiadaczki kolorowych oczu. To koniec. Pewnie zaraz znowu odlecę, panikowała Lucy. Minęło parę minut, a ona wcale nie czuła się śpiąca. Właściwie stała się wręcz żywsza i mniej obolała po spożyciu tabletek. Czyli jednak nie był to żaden narkotyk.
- Dlaczego miałabym podawać ci jakieś prochy? I tak nie jesteś w stanie się bronić, czy nawet wezwać pomocy.
Co racja, to racja. Blondynka uświadomiła sobie, że różowowłosa ma słuszność, ale dlaczego w takim razie jej nie atakuje. Przecież jest całkowicie bezbronna. Może zależy jej na informacjach o członkach Fairy Tail. Nie jestem w stanie nawet słowa powiedzieć, więc nie ma ze mnie żadnego pożytku. W takiej opcji, czego ona chce, Lucy zadręczały te pytania.
- Chcę porozmawiać. - po raz kolejny różnooka odgadła jej myśli. - Posłuchasz mnie??
Blondynka nie rozumiała jaki cel ma mieć ta rozmowa, skoro ona nie jest w stanie nic powiedzieć. Mimo wszystko kiwnęła powoli głową zastanawiając się co ma do powiedzenia postać w białym kitlu.
- Mam na imię Aden. Jestem od ciebie starsza, więc i moja historia jest dłuższa. Urodziłam się w Osace. Mój ojciec był bossem jednej z miejskich mafii, a matka zwykłą, szarą myszką z prowincji, która przeprowadziła się do wielkiego miasta z nadzieją na lepsze życie. - te słowa wypowiedziała z pogardą, ale i nutką smutku w głosie. - Z jej marzeń jednak nic nie wyszło. Nie była w stanie znaleźć sobie jakiejkolwiek pracy, więc żebrała na mieście. Z każdego miejsca była przeganiana, aż w końcu koło niej przechodził ,,mój tatuś '' - ilość agresji w jej głosie była, wręcz nie do opisania. - Gdy zobaczył buźkę żebraczki kazał swoim ludziom zabrać ją do siedziby. Ponieważ był niewyżytym, starym dziadem zgwałcił kobietę ulicy. Po bardzo krótkim czasie okazało się, że dziewczyna jest w ciąży. Postanowiono, że jeśli urodzi się chłopak, zostanie on wychowany na prawdziwego mafiozę. Niestety, na świat nie przyszedł przyszły ojciec mafii, ale mała, zasmarkana gówniara, która tylko beczała. Wypieprzył córkę i jej matkę na zbity pysk. Kobieta nie była w stanie utrzymać dziecka nie mając pieniędzy nawet na własne potrzeby. Jej organizm tego nie wytrzymał. Padła koło śmietnika i nie dane było już jej wstać. A dziecko leżało na chodniku płacząc jeszcze głośniej niż zazwyczaj. To właśnie wtedy ulicą przechodziła pewna wysoka blondynka. Usłyszała płacz dziecka i zabrała je ze sobą. Do Tokio. Do jej miasta. Opiekowała się szkrabem przez 4 lata. W trakcie tych wszystkich lat, dziewczynka dowiedziała się, że jej opiekunka jest członkiem Yakuzy, a dokładniej ujmując jej bossem. Sześciolatka nie chciała uwierzyć, że znowu trafiła mafii, jednak tak długo jak rozkazy wydawała wysoka blondynka, dziecko mogło wieść, wręcz sielankowe życie. Jednak wszystko się musi kiedyś skończyć. Opiekunka tego zasmarkanego bachora rzuciła mafię, ponieważ chciała na nowo zacząć swoje życie u boku swojej miłości. Zostawiła sześciolatkę pod opieką jej byłych podwładnych i odeszła za swoim wybrankiem. Dziewczynka chciała sprowadzić ją z powrotem. Uczyła się walki oraz chcąc stać się mądrzejszą zaczęła edukację, a gdy w końcu udało się jej odnaleźć miejsce, w którym mieszkała, znów los spłatał jej figla. Kobieta umarła, ale zostawiła po sobie dziecko. Najwidoczniej od dawna zdawała sobie sprawę, że szybko umrze. Po za córeczką zostawiła po sobie list. List zaadresowany do tego szkraba, którym opiekowała się przez te długie cztery lata w mafii. W ostatnich słowach wspomniała jak jej przykro, po tym ją opuściła. Miała też jedną prośbę. By kiedyś w przyszłości ta wychowana przez mafię dziewczyna stała się dla córki byłego bossa kochającą, starszą siostrzyczką. - w tym momencie różowowłosa spojrzała ze smutkiem na Lucy. - dziewczynką, o której opowiadałam byłam ja, a dzieckiem exszefa Yakuzy .... jesteś ty, Lucy....
Rozdział 16 - " Ogień "
Lucy podniosła zmęczone powieki. Została porażona prze jasną łunę. Dziewczyna szybko zamknęła oczy, by otworzyć je ponownie, ale z większą ostrożnością. Zobaczyła piękny płomień na tle zachodzącego słońca. Piękny, pomyślała. Próbowała podnieść głowę, ale została zatrzymana przez intensywny ból. Coś pulsowało jej w skroni i nie chciała dać o sobie zapomnieć. Blondynka instynktownie złapała się za głowę i poczuła na niej cieplutką i lepką substancję. Podstawiła sobie dłoń pod oczy i zobaczyła bijącą od niej czerwień, krwistą czerwień. Patrzyła tak jeszcze przez chwilę, ale bez większego zainteresowania czy zaskoczenia.
- Szybciej!! - dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nie jest sama.
Otóż znajdowała się w dosyć sporym aucie, którego fotele były obite milusim futerkiem. Za drzwiami wozu krzątało się mnóstwo ludzi ubranych w śmieszne odblaskowe stroje i kaski na głowach. W rękach trzymali grubego węża plującego wodą w ogień. Lucy chwiejnie wstała i otworzyła drzwi furgonu. Nikt jej nie zauważał w tłumie. Jej obecność wtapiała się w gwar gapiów wrzeszczących o pożarze. Pożar. Czyli ta łuna, która ją obudziła to pożar. Spojrzała w kierunku jak na razie nieugaszonego ognia. W jej głowie dalej pulsowało, więc ciężko było podnieść skroń do góry. Zawziętość jednak wzięła górę nad słabością. Patrzyła w ogień jak zahipnotyzowana. Po chwili zaczęła widzieć więcej. W płomieniach stał niewielki dom. Bardzo podobny do mojego, pomyślała. Podeszła bliżej i zrobiła wielkie oczy. To było jej mieszkanie padła na kolana i zawyła z bólu. Usłyszał to jeden ze strażaków i podbiegł w stronę dziewczyny. Podniósł blondynkę, tak jak małżonek, gdy próbuje przenieść przez próg swoją narzeczoną. Spojrzała do góry, by zobaczyć twarz tego człowieka. To był nie kto inny, ale Natsu, jej przyjaciel z gildii.
- Mój dom - szepnęła dziewczyna ostatkiem sił.
- Będzie dobrze. - usłyszała nad sobą pewny głos różowowłosego.
- Arigato. - powiedziała dziewczyna, po czym odpłynęła w niebyt.
----------------------------
Gdzie ja jestem? Czy ja nie żyję?, przebiegało przez myśli dziewczyny. Otworzyła delikatnie oczy, by zostać porażoną prze blask białego światła. Instynktownie zamknęła powieki. Z jeszcze większą delikatnością, niż wcześniej spojrzała na świat. Błysk dalej bił ją po oczach, ale nie było to już takie straszne, jak na samym początku rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym nie pamiętała jak się znalazła. Leżała na niezbyt wygodnym łóżku, przykryta białą kołdrą. Ściany pokoju, również były białe i puste. Nie znajdował się tu żaden obrazek, czy choćby jakieś zdjęcie. Obróciła głowę w drugą stronę. Na krześle, które znajdowało się po drugiej stronie łóżka, siedział na wpół drzemiący Natsu. Lucy uśmiechnęła się leciutko i chciała dotknąć przyjaciela, ale gdy tylko się nachyliła w jego stronę poczuła ostry ból. Syknęła cichutko. Różowowłosy natychmiast otworzył oczy.
Przepraszam, chciała powiedzieć blondynka, ale nie była w stanie wydobyć głosu. Chwyciła się za gardło
- Ooo. Obudziłaś się. - powiedział wesoło chłopak.Widząc przestraszoną twarz Lucy szybko zorientował się o co chodzi. - Nie martw się. Pielęgniarka powiedziała, ze głos wróci za parę dni.
Lucy uśmiechnęła się niepewnie. Kilka dni powinna wytrzymać. Spojrzała na chłopca wdzięcznym wzrokiem. Mimo, że nic nie powiedziała chłopak zrozumiał, o co jej chodzi i szybko odwrócił się, a jego policzki zaczęły się czerwienić.
- Nie ma za co. - odpowiedział szybko. Po chwili jednak dodał smutnym głosem - W końcu to przeze mnie tutaj leżysz.
Dziewczyna popatrzyła na niego ze zdziwieniem, ale szybko na jej twarzy znów pojawił się szeroki uśmiech, po czym poklepała Natsu po ramieniu. Jej oczy mówiły, że nic się nie stało. Chłopakowi ulżyło, że jego przyjaciółka się na niego nie gniewa, ale dalej miał na głowie wyrzuty sumienia.
- Wybacz muszę już iść do pracy. Pa.
Lucy odprowadziła chłopaka wzrokiem. Na prawdę się cieszyła, że był przy niej od... właściwie nie wie od kiedy. Gdy tak myślała nad tym, który dzisiaj jest drzwi do jej pokoju powolutku się otwarły. Do sali weszła tyłem pielęgniarka o różowych spiętych w kok włosach. W ręku trzymała tackę z tabletkami i wodą do popicia. Odwróciła się w stronę pacjentki, a dziewczynie usta mimowolnie się otworzyły. Przed nią stała w pełnej okazałości sadystyczna różnooka....
Przepraszam, chciała powiedzieć blondynka, ale nie była w stanie wydobyć głosu. Chwyciła się za gardło
- Ooo. Obudziłaś się. - powiedział wesoło chłopak.Widząc przestraszoną twarz Lucy szybko zorientował się o co chodzi. - Nie martw się. Pielęgniarka powiedziała, ze głos wróci za parę dni.
Lucy uśmiechnęła się niepewnie. Kilka dni powinna wytrzymać. Spojrzała na chłopca wdzięcznym wzrokiem. Mimo, że nic nie powiedziała chłopak zrozumiał, o co jej chodzi i szybko odwrócił się, a jego policzki zaczęły się czerwienić.
- Nie ma za co. - odpowiedział szybko. Po chwili jednak dodał smutnym głosem - W końcu to przeze mnie tutaj leżysz.
Dziewczyna popatrzyła na niego ze zdziwieniem, ale szybko na jej twarzy znów pojawił się szeroki uśmiech, po czym poklepała Natsu po ramieniu. Jej oczy mówiły, że nic się nie stało. Chłopakowi ulżyło, że jego przyjaciółka się na niego nie gniewa, ale dalej miał na głowie wyrzuty sumienia.
- Wybacz muszę już iść do pracy. Pa.
Lucy odprowadziła chłopaka wzrokiem. Na prawdę się cieszyła, że był przy niej od... właściwie nie wie od kiedy. Gdy tak myślała nad tym, który dzisiaj jest drzwi do jej pokoju powolutku się otwarły. Do sali weszła tyłem pielęgniarka o różowych spiętych w kok włosach. W ręku trzymała tackę z tabletkami i wodą do popicia. Odwróciła się w stronę pacjentki, a dziewczynie usta mimowolnie się otworzyły. Przed nią stała w pełnej okazałości sadystyczna różnooka....
CDN.
czwartek, 4 października 2012
Rozdział 15 - " Zderzenie "
-AAAAAAAA!!!!!
Przed nią stała ciemnowłosa postać z zakrwawionym tasakiem. Dziewczyna zaczęła wrzeszczeć, zgięła kolana i zakryła głowę.
Z rąk mężczyzny wypadało narzędzie, z hukiem odbijając się od płytek, którymi była wyłożona podłoga.
- Lucy?? - blondynka usłyszała nad sobą dobrze znany głos.
Podniosła oczy do góry i ujrzała przed sobą chłopaka, który miał na sobie tylko moro spodnie. Obdarzył przerażoną dziewczynę lekko zaskoczonym uśmiechem.
- Gray?? - dziewczyna była jeszcze bardziej zaskoczona niż ,, lodowy'' chłopak.
Patrzyli tak na siebie nie wiedząc co powiedzieć. Nie dane im jednak długo tak pozostać. Na ziemię wrócił dwójkę przyjaciół huk dobiegający zza drzwi, którymi weszła Lucy. Blondynka odskoczyła jak najdalej od wejścia, a Gray widząc jej reakcje szybko zamknął stare, metalowe i troszeczkę przyrdzewiałe drzwi na klucz. Zaraz potem jakaś postać nacisnęła klamkę i poczuła opór. Nie miała jednak zamiaru dać za wygraną. Zaczęła kopać i próbować wyważyć wejście do środka. Granatowłosy chłopak chwycił szybko swoją koleżankę za rękę. Pociągnął ją przez wejście zakryte długimi białymi prześcieradłami. Dopiero teraz Lucy zwróciła uwagę na to gdzie jest. Biegła długim korytarzem, którego szerokość miała tak na oko pięć metrów. Na dosyć nisko położonym suficie znajdowały się haki do których były przyczepione martwe prosięta. W tym momencie zrozumiała, że trafiła do rzeźni. Na samą myśl zrobiła się zielona na twarzy i zaczęło się jej zbierać na wymioty.
Biegnąc tak dalej usłyszała, że drzwi, którymi weszła do miejsca niestety nie były w stanie dać jej więcej czasu na ucieczkę. Gray przyśpieszył tempo, tak, że dziewczyna ledwo wyrabiała, by dotrzymać mu kroku. Po dwóch sekundach na początku korytarza pojawiły się czarne typy. Jeden z nich strzelił z pistoletu, a kula drasnęła Lucy w ucho. Blondynka głośno nabrała powietrza w płuca. Mafiozi zaczęli doganiać dwójkę przyjaciół. Chłopak chcąc zyskać na czasie popchnął jedną z wiszących świń, a ta jak wahadło po chwili wysunęła się w drugą stronę uderzając napastników. Ponieważ prosiaczek został dosyć mocno uderzony spadł ze swojego haku i zablokował drogę. Dzięki temu Gray i Lucy szybko dobiegli do końca korytarza i zamknęli za sobą znajdujące się tam drzwi. Jeśli tamto miejsce było okropne, to tu wręcz istniało piekło. Znajdowało się tu mnóstwo maszyn obrabiających mięso, zabrudzone od zwierzęcej krwi kafelki i gołe kości , do których dalej były gdzieniegdzie przyczepione mięśnie.
Dwójka przyjaciół skierowała się do najbliższego przejścia. Znaleźli się w sklepie mięsnym, w którym nieraz kupowała szynkę. Chciała wybiec głównym wyjściem, ale została powsztrzymana
- Nie tędy. Część z nich pewnie już tam stoi i czeka.
Wbiegli po schodach znajdujących się po prawej części i pomieszczenia i dotarli do bardzo eleganckiego salonu. Ściany były koloru delikatnego brązu, podpadającego pod beż. Na środku pokoju stała ogromna sofa, a koło niej dębowy stół przykryty lnianym obrusem. Na blacie leżało zdjęcie w ramce, jednak Lucy nie zdążyła zobaczyć, kto się na nim znajdował. Gray już po raz któryś dzisiejszego dnia szarpnął nią mocno i skierował na wejście na balkon, które znajdowało się w pokoju. Gdy znaleźli się na tarasie chłopka zeskoczył w dół i ruchem ręki nakazał dziewczynie zrobić to samo. Blondynka była przerażona. Nigdy nie skakała z pierwszego piętra, ale słysząc zbliżające się kroki mafiozów zebrała w sobie tyle odwagi, na ile było ją stać i zeskoczyła. Została złapana przez znajdującego się na dole Graya.
- Gdy cię miną pobiegnij w lewo. - powiedział, po czym popchnął dziewczynę na stos narzędzi ogrodniczych.
Schowała się za nimi, a ciemnowłosy bohater podbiegł do narożnika budynku. Gdy na balkonie pojawili się czarni ludzie zniknął za ścianą. Napastnicy zeskoczyli i pobiegli za chłopakiem. Jak tylko zniknęli z pola widzenia dziewczyny, Lucy ruszyła w przeciwnym kierunku wybiegając na ulicę.
Udało mi się, myślała, udało. I w tym momencie zobaczyła, że pędzi na nią auto straży pożarnej zrobiła wielkie oczy, by za chwilę zderzyć się z maską z niemogącym zatrzymać się autem.
Z jej głowy popłynęła ciurkiem krew. Co się stało, przebiegło jej przez myśli, po czym padła bezwładnie na asfalt. Jedyna co słyszała zanim straciła przytomność były pełne przerażenia słowa:
- Idiotko, WSTAWAJ!!!!!!!!
Przed nią stała ciemnowłosa postać z zakrwawionym tasakiem. Dziewczyna zaczęła wrzeszczeć, zgięła kolana i zakryła głowę.
Z rąk mężczyzny wypadało narzędzie, z hukiem odbijając się od płytek, którymi była wyłożona podłoga.
- Lucy?? - blondynka usłyszała nad sobą dobrze znany głos.
Podniosła oczy do góry i ujrzała przed sobą chłopaka, który miał na sobie tylko moro spodnie. Obdarzył przerażoną dziewczynę lekko zaskoczonym uśmiechem.
- Gray?? - dziewczyna była jeszcze bardziej zaskoczona niż ,, lodowy'' chłopak.
Patrzyli tak na siebie nie wiedząc co powiedzieć. Nie dane im jednak długo tak pozostać. Na ziemię wrócił dwójkę przyjaciół huk dobiegający zza drzwi, którymi weszła Lucy. Blondynka odskoczyła jak najdalej od wejścia, a Gray widząc jej reakcje szybko zamknął stare, metalowe i troszeczkę przyrdzewiałe drzwi na klucz. Zaraz potem jakaś postać nacisnęła klamkę i poczuła opór. Nie miała jednak zamiaru dać za wygraną. Zaczęła kopać i próbować wyważyć wejście do środka. Granatowłosy chłopak chwycił szybko swoją koleżankę za rękę. Pociągnął ją przez wejście zakryte długimi białymi prześcieradłami. Dopiero teraz Lucy zwróciła uwagę na to gdzie jest. Biegła długim korytarzem, którego szerokość miała tak na oko pięć metrów. Na dosyć nisko położonym suficie znajdowały się haki do których były przyczepione martwe prosięta. W tym momencie zrozumiała, że trafiła do rzeźni. Na samą myśl zrobiła się zielona na twarzy i zaczęło się jej zbierać na wymioty.
Biegnąc tak dalej usłyszała, że drzwi, którymi weszła do miejsca niestety nie były w stanie dać jej więcej czasu na ucieczkę. Gray przyśpieszył tempo, tak, że dziewczyna ledwo wyrabiała, by dotrzymać mu kroku. Po dwóch sekundach na początku korytarza pojawiły się czarne typy. Jeden z nich strzelił z pistoletu, a kula drasnęła Lucy w ucho. Blondynka głośno nabrała powietrza w płuca. Mafiozi zaczęli doganiać dwójkę przyjaciół. Chłopak chcąc zyskać na czasie popchnął jedną z wiszących świń, a ta jak wahadło po chwili wysunęła się w drugą stronę uderzając napastników. Ponieważ prosiaczek został dosyć mocno uderzony spadł ze swojego haku i zablokował drogę. Dzięki temu Gray i Lucy szybko dobiegli do końca korytarza i zamknęli za sobą znajdujące się tam drzwi. Jeśli tamto miejsce było okropne, to tu wręcz istniało piekło. Znajdowało się tu mnóstwo maszyn obrabiających mięso, zabrudzone od zwierzęcej krwi kafelki i gołe kości , do których dalej były gdzieniegdzie przyczepione mięśnie.
Dwójka przyjaciół skierowała się do najbliższego przejścia. Znaleźli się w sklepie mięsnym, w którym nieraz kupowała szynkę. Chciała wybiec głównym wyjściem, ale została powsztrzymana
- Nie tędy. Część z nich pewnie już tam stoi i czeka.
Wbiegli po schodach znajdujących się po prawej części i pomieszczenia i dotarli do bardzo eleganckiego salonu. Ściany były koloru delikatnego brązu, podpadającego pod beż. Na środku pokoju stała ogromna sofa, a koło niej dębowy stół przykryty lnianym obrusem. Na blacie leżało zdjęcie w ramce, jednak Lucy nie zdążyła zobaczyć, kto się na nim znajdował. Gray już po raz któryś dzisiejszego dnia szarpnął nią mocno i skierował na wejście na balkon, które znajdowało się w pokoju. Gdy znaleźli się na tarasie chłopka zeskoczył w dół i ruchem ręki nakazał dziewczynie zrobić to samo. Blondynka była przerażona. Nigdy nie skakała z pierwszego piętra, ale słysząc zbliżające się kroki mafiozów zebrała w sobie tyle odwagi, na ile było ją stać i zeskoczyła. Została złapana przez znajdującego się na dole Graya.
- Gdy cię miną pobiegnij w lewo. - powiedział, po czym popchnął dziewczynę na stos narzędzi ogrodniczych.
Schowała się za nimi, a ciemnowłosy bohater podbiegł do narożnika budynku. Gdy na balkonie pojawili się czarni ludzie zniknął za ścianą. Napastnicy zeskoczyli i pobiegli za chłopakiem. Jak tylko zniknęli z pola widzenia dziewczyny, Lucy ruszyła w przeciwnym kierunku wybiegając na ulicę.
Udało mi się, myślała, udało. I w tym momencie zobaczyła, że pędzi na nią auto straży pożarnej zrobiła wielkie oczy, by za chwilę zderzyć się z maską z niemogącym zatrzymać się autem.
Z jej głowy popłynęła ciurkiem krew. Co się stało, przebiegło jej przez myśli, po czym padła bezwładnie na asfalt. Jedyna co słyszała zanim straciła przytomność były pełne przerażenia słowa:
- Idiotko, WSTAWAJ!!!!!!!!
środa, 3 października 2012
500 wejść!!!
Bardzo dziękuję wszystkim czytelnikom, że czytacie moje wypociny. xD
Mam nadzieję, że dalej będziecie znosić moje chore pomysły.
Jeszcze raz wielkie dzięki
Mam nadzieję, że dalej będziecie znosić moje chore pomysły.
Jeszcze raz wielkie dzięki
Subskrybuj:
Posty (Atom)